wtorek, 27 października 2015

Chapter 3

     Śpiew chłopaka zniknął w morzu odgłosów jak fala, która zoztrzaskała się o klif. Ostatnie dźwięki wyciekały z pamięci, jakby były kroplami osadzonymi na skałach, które pod wpływem słońca wyparowywują. Aczkolwiek cała ta scena przypomina morskie klimaty, to wokalista nie jest pięknie śpiewającą syreną. 
     Przepadł, nigdy go nie zobaczę i nie dowiem się dlaczego tylko jego nie odnalazłam. Może to i dobrze, że tak się stało... Nie muszę już słuchać tych okropnych jęków, no i co najważniejsze będzie bezpieczny z dala ode mnie oraz mojej klątwy. 
     Myśli kilkuset ludzi przeplatały się chaotycznie. Jedne były bardziej słyszalne i wyraźne, drugie mniej. Te nieśmiałe, co w większości są o wiele bardziej warte słuchania, nie przebijały się przez te stanowcze i hałaśliwe. Czasami głosy wewnętrzne wcale nie zgadzały się z tym co mówili dyskutanci, a u pewnych ludzi odbierałam obrazowy tok myślenia zamiast słownego i właśnie oni mieli kreatywniejszą wyobraźnię. 
     Do mojego umysłu zaczęły napływać obrazy przygrubawego mężczyzny w średnim wieku, który siedział przy stoliku w kafejce na przeciw. Właśnie podeszła do niego kelnerka, podając menu uśmiechnęła się, a na jej policzkach pojawiły się doleczki, nadające jej przeuroczy wygląd. Mężczyzna przyglądał się kształtnej budowie młodej kobiety, długim nogom oraz falowanym blond włosom, które spięte w dwie, wysoko osadzone kitki nadawały jej niewinnego wyglądu. Kiedy kelnerka zorientowała się, że klient gapi się na nią z nad karty, chrząknęła i próbując utrzymać miły wyraz twarzy zapytała co chce zamówić. Otrząsnołwszy się z zadumy poprosił o piwo. Gdy odchodziła wpatrywał się w jej pośladki, lecz gdyby tylko się patrzył, byłoby pół biedy, natomiast w moim umyśle pojawiały się obrazy w roli głównej z jego bujną wyobraźnią... FUJJJJJJJ! Niedobrze mi, zaraz zwymiotuję. Jaki ten facet jest obleśny. Muszę jak najszybciej się go pozbyć.
     Moją uwagę zwróciła mała, radosna dziewczynka. W podskokach weszła do kiosku, zaś po kilku rundach biegania między regałami zatrzymała się przy stoisku ze słodyczami. Od razu pomyślałam, żeby się na niej skupić. Wgłebiając się w jej malutką główkę, myśli tego zboczeńca powoli cichły, a po pewnym czasie zupełnie wyparowały.
     Umysł wybawczyni był tak barwny, plastyczny oraz żywy, że zrobiło mi się ciepło na sercu i zapomniałam o wszystkich problemach, które mnie dręczyły. Wyobraźnia pociechy była zadziwiająca, o kilkadziesiąt razy większa i bujniejsza od tej, którą posiada przeciętny człowiek. Całe otoczenie w oczach Tatiany (bo tak miała na imię mała marzycielka) było bardziej piękne i wspanialsze... Po co owijać w bawełnę jak można po prostu powiedzieć, że było o niebo lepsze od realnego. Lotnisko to dla niej bajeczna kraina z ogromnym zamkiem na szczycie malowniczego wzgórza. Rycerze (pracownicy w mundurach) dzielnie bronili królewnę Tatianę i jej poddanych przed złymi potworami. 
     Aktualnie tatiańska piękność przechadzała się po ogrodzie między równo przyciętymi żywopłotami (regałami) na grzbiecie białego rumaka. Zatrzymała się kilka razy naprzeciwko mnie oddalona o kilka kroków, nie za blisko i nie za daleko. Miętoląc skrawek rękawa jasno niebieskiego sweterka, patrzyła niepewnie przed siebie, badając nieznajomego, czyli mnie. Jej źrenice błyszczały jak dwie malutkie iskierki, które wypadły z palacego się ogniska nocą, a na twarzy pojawiała się pewność siebie. Nabierając nieco odwagi podchodziła bliżej, zacierając główkę coraz wyżej, a grzywka obsuwała się na boki. 
     Z myśli dziewczynki wychwyciłam obraz, na którym widniałam ulepszona ja. Zamiast wygodnych i porozciąganych rzeczy miałam na sobie cudowną, balową suknię z ładnie zrobionym gorsetem. Sukienka wykonana była z delikatnych materiałów w odcieniach żakardu. Moje oczy wydawały się dwa razy większe, a ich tęczówki nie przerażały tak bardzo swoją nietypową, niebieską głębią. Włosy, które były spięte w artystyczny kok, wyglądały na bardziej zadbane niż w rzeczywistości, były jak czarny jedwab. 
     - Psze paniii... Czy wie pani, że jest pani bardzo ładna? - przypatrując się mi, zapytała nieśmiało pełnym miodu głosikiem. - Czy ja też będę kiedyś taka ładna? 
     - Wiesz co, zdradzę ci pewną tajemnicę. Tylko cichosza, nikt nie może o tym wiedzieć... - przykucnęłam na kolanie i złapałam za drobne rączki dziewczynki. - Ty już jesteś ode mnie o sto, nie... o trylion procent ładniejsza. 
     Z radości podreptała nóżkami w miejscu oraz mocno ściskała moją szyję. 
     - Ależ ty jesteś silna, chyba zaraz mnie udusisz - rzekłam cichym, ochrypniętym głosem, tak aby nadać rzeczywistości tej scenie. Wystraszona puściła moją szyję i zniżyła głowę ku podłodze, przepraszając, a jej oczy zaszkliły się. 
     - Ej, nie płacz. Ja tylko żartowałam. 
Palcem wskazującym lewej dłoni podniosłam twarzyczkę Tatianki, a po smutku zostały tylko dwie łezki. Otarłam je leciutko, po czym przytuliłam dziewczynkę, a ona uradowana scisnęła mnie mocniej. 
     - Jesteś naprawdę fajna, wiesz - spojrzała mi prosto w oczy, a następnie pocałowała w policzek - Od teraz jesteś moją najlepsza przyjaciółką, a koleżanki w przedszkolu będą mi zazdroszczyć. 
     Chyba serce przegrzeje mi się od nadmiaru słodkości. Tak bardzo ją polubiłam. Chciałam też ujawnić moje udczucie... 
     Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie mogę skrzywdzić tej małej istotki. Muszę odejść i zostawić ją w spokoju, przecież całe życie przed nią. 
     - Tatiana choć! Bo się spóźnimy! - kobiece wołanie rozproszyło pociechę. 
     - Mama! Tata! - pobiegła do rodziców. Mama dziewczynki uśmiechnęła się życzliwie i kiwnęła na pożegnanie. Na koniec odwróciła się i pomachła, a a ja w odpowiedzi niemrawie uniosłam kąciki ust. 
     - Ugh, co ja robię? Przecież, to nic trudnego! Muszę tylko nie zawierać nowych znajomości - cicho wycedziłam przez zęby, kładąc pod pachę wybraną książkę. Chyba starsza pani, która szła za mną w stronę kasy, usłyszała to co mówiłam, ponieważ usłyszałam głos: 
     «Ależ ta młoda dama jest... » 
     Nagle wpłynęła cisza. Nic nie słyszałam, jedynie dochodziły odgłosy rozmów z otoczenia. 
Może coś zakłóciło paranormalne połączenie? 
Nie wgłębiałam się w ten temat. Jakoś za bardzo nie zależało mi na telepatii i nawet trochę się cieszyłam, że nie mam nadnaturalnych zdolności, bo i tak klątwa, która nie daje normalnie żyć, to za dużo. 
     Przy ladzie stał mody chłopak. Wyglądał na dwudziestoletniego studenta, który dorabia mieszkanie. Uśmiechnął się niemrawie speszony moim nietypowym wyglądem. Nie uwalniając żadnych emocji, podałam mu książkę wraz z kartą pokładową i zapłatą w drobnych, a niech się męczy, ma za swoje. 
     Nasze palce zetknęły się, zaś moją głowę przeszedł potężny ból, zwiastujący powtórkę z rozrywki. Najwidoczniej pulsująco tępa dezolacja dopadła go również. Trzymając się za głowę, odsunął się od lady z nietęgą miną. Zrobił, to aby być jak najdalej mnie. Jego umysł mówił, że to przeze mnie tak cierpi. Nie wiem na sto procent, ale chyba miał rację. 
     - Halo, czy coś ci się stało? Potrzebujesz pomocy? - zapytała stojąca za mną kobieta, ale nie zwracała się do mnie, lecz do kasjera. Popatrzyła w moją stronę i przeżegnała się. - «Co za dziwoląg, to chyba czarownica. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Wszechmocny, wypędz z niej szatana oraz uzdrów tego biednego bliźniego z uroku, którego ona rzuciła.» 
      Jedyną reakcją na ich zachowanie, ktorą udało mi się z siebie wydobyć, to cichutkie westchnięcie nie do usłyszenia dla osób stojących koło mnie. Olać ich. Słyszałam gorsze przezwiska i widziałam gorsze reakcje. Wezmę swoje rzeczy i zmykam. 
     Rodzice siedzieli przy gate'cie. Uradowana, że za dziesięć minut wylatujemy, szybkim krokiem podążyłam w ich kierunku. Berlinie szykuj się, nadchodzę! Nieee, czekaj... Poprawniej chyba byłoby 'nadlatuję'. 
     W połowie drogi jak grom z nieba niezindentyfikowany chłopak znów powrócił jeszcze bardziej denerwujący. Cofnęłam się o krok do tyłu... PUFFF! Zniknął. Dziwne!? Wyciągnęłam nogę do przodu. Śpiew znowu nawiedził moją głowę... Dziwne!? Spróbowałam jeszcze raz. Do przodu, do tyłu... Pojawiał się, znikał... jak bujanie na koniku na biegunach. Rozejrzałam się, upss! Wszyscy gapili się na mnie i wiekszość umysłów mówiła: «Czy z nią wszystko w porządku? Czy może trzeba wezwać specjalistę?» 
     Dobra, tylko spokojnie. Ruszyłam w stronę zamierzonego miejsca, nie zwracając uwagi na muzykanta, ale było to trudne, ponieważ z każdym krokiem robił się głośniejszy. Usiadłam między rodzicami. Wytrzymam, zostało jeszcze pare minut do wejścia do samolotu. BUM, BUMM, BUMMM! Dudniło coraz to bardziej hałaśliwie i fałszująco. Rozejrzałam się z nadzieją dookoła aby zlokalizować muzyczne beztalencie, ale nic z tego. Gdyby udało mi się go zlokalizować, walnęłabym w jego pustą łepetynę, która ani w ząb myśli. 
To robi się drażniące. Grrr... NIE, nie wytrzymam więcej! 
     «PROSZĘ PRZESTAŃ ŚPIEWAĆ! ZNĘCASZ SIĘ, TAK?! NA STO PROCENT SIĘ ZNĘCASZ, BO JAKBY MOGŁO BYĆ INACZEJ!» - wykrzyknęłam poirytowana w myślach oczekując, że przerwie swoje jęki. Nie oczekiwałam na cud, ale... 
Nastąpiła cisza. Błoga cisza i na dodatek myśli innych zrobiły się trochę bardziej ciche. 
     Podziałało... O Boże! Podziałało! Ała! Delikatnie położyłam opuszki palców na pulsujacych skroniach. Chyba trochę przecholowałam z wyrażeniem swojej złości. Głowa mi pęka, ale cóż, opłaciło się. 
     W tym samym czasie chłopak siedzący trzy rzędy krzeseł do przodu, podskoczył jak poparzony, zrywając słuchawki z uszu. Zdziwiony przeprowadził rekonesans, obracając łepetynę na różne strony. To on! Czekaj... Tak, to na pewno on. Teraz wszystko połączyło mi się w całość. Umysł muzykanta rozróżnia się na tle innych. Nie jest otwarty, raczej otacza go mistyczny, trudny do opisania mur i tylko niektóre myśli przez niego wpływają. Co do jego wieku i wyglądu, to się gruuubo pomyliłam. Nie jest nastolatkiem, lecz dobrze zbudowanym, blond włosym dwudziestolatkiem. Skórę ma lekko brązową od otulajacych go promieni podczas serfowania na dużych falach w upalne dni. 
     «Nie wierzę! Ty też jesteś telepatą!? Dziesięć lat szukałem kogoś takiego jak ja i zjawiasz się ty! - rozochocony rzekł, przeglądając się na boki - Też lecisz do Berlina? Nie, nie musisz odpowiadać. Skoro słyszysz moje myśli bez kontaktu fizycznego, to siedzisz parę krzeseł ode mnie, a tu jest tylko jeden odlot, czyli lecimy tym samym samolotem, ale dlaczego nie mogę cię zlokalizować?» 
     «Ja też nie mogłam cię odnaleźć, ale gdy cię zobaczyłam twoja osoba połączyła się z myślami» - odpowiedziałam instynktownie z grzeczności. 
     Ugh! Co ja zrobiłam!? Gdybym się nie odezwała, prawdopodobnie uznałby poprzednią myśl za przesłyszenie. O nie! Obraca się do tyłu. Muszę coś zrobić. Nie może mnie poznać.


5 komentarzy:

  1. No dobra to czytanie w myślach mnie szczerze zainteresowało! I teraz posłuchaj mnie uważnie, daje Ci cały weekend na napisanie czwartego rozdziału i ma się on pojawić w niedzielę wieczorem EWENTUALNIE w poniedziałek. Inaczej policzymy się w szkole.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, dobra... Postaram się napisać, ale nic nie obiecuję. Mam pomysł i spisane 200 słów, teraz tylko wziąść gorącą herbatę, wygodnie rozsiąść w cichym pokoju i pisać... życie byłoby takie piękne, gdyby nie sprawdzian w poniedziałek i próbne testy we wtorek i środę :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego nie ma następnego rozdziału?! Yah! Czekam na kolejną część! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że ci się podoba ;) Takie komu dają mi motywację. Właśnie skrobię coś w notatniku. Postaram się napisać jak najszybciej

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam.
    Blog został zgłoszony do katalogu na Rejestrze blogów, jednak w związku z ostatnimi zmianami podkategoria fantasy została podzielona na pięć podgatunków (low, dark, high, urban, heroic), dlatego prosiłabym o uzupełnienie zgłoszenia. Wystarczy dopis.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń