poniedziałek, 5 października 2015

Prolog

     Na ulicach świeciło pustkami, choć niespełna piętnaście minut temu ludzie rozpychali się łokciami aby nie zostać staranowanym przez innych przechodniów. Powodem ich nagłego zniknięcia z ulic Londynu była burza. Towarzysząca jej wichura, łamała drzewa z łatwością, tak jakby te rośliny były cienkimi wykałaczkami, a ich jesienne liście porywane przez wiatr tańczyły w przerażającym tempie. Ciemnogranatowe cumulonimbusy rosły z każdą chwilą, zakrywając jasno świecące słońce. Kolor chmur robił się coraz ciemniejszy i ciemniejszy, niosąc jeszcze większe przerażenie mieszkańcom dużego miasta. Niby zwykła jesienna burza w deszczowym Londynie, ale pozory mylą.

To ostrzeżenie...
     Dwudziestoośmioletnia kobieta przeczuwała, że coś się wydarzy. Kurczowo chwyciła dłoń męża, obawiając się, że go straci. Od ponad pięciu tygodni brała urlop. Nie patrzyła czy gburowaty szef wyrzuci ją z nowej pracy z wysoką pensją, o której marzy każdy z takim wykształceniem jak ona. Teraz liczyło się tylko bycie przy ciężko chorym ukochanym.
Małżonkowie mieli założyć własną rodzinę z trójką dzieci, zamieszkać na wsi w małym domku z dużym ogrodem, gdzie ich podopieczni będą mogli bawić się bez końca na świeżym powietrzu. Prosto powiedziawszy, cieszyć się wspaniałym życiem... Wszystko miało być takie piękne i barwne, ale wiedziała, że nie było najmniejszego cienia szansy na wymarzone życie. Choroba zbyt szybko rozprzestrzeniała się, a chemioterapia nie działała. Nie było już ratunku. Wiedziała, że śmierć nadchodzi. Burza tylko to potwierdziła.
     Kardiograf zaczął pikać coraz wolniej. Przerażona spojrzała na ekran urządzenia, coś jest nie tak. Nagle pikanie zamieniło się w jeden długi dźwięk, który powoli wbijał się w jej serce jak tępy nóż. Nie zastanawiała się długo. Chwyciła pilot, który wisiał przy łóżku i z całej siły wciskała przycisk przywołujący dyżurującego lekarza na tym oddziale onkologicznym. Nikt nie przychodził.
Słony smak łez dotarł do ust przerażonej kobiety. Zniecierpliwiona czekaniem zaczęła wołać o pomoc wtulona w bezwładne ciało męża, chciała wstać aby pobiec do lekarskiego gabinetu. Już podnosiła głowę...

TRZASK!!!

Grzmot poprzedzony błyskiem pioruna zagłuszył jej krzyk. Nie przestraszyła się skutku burzy, lecz odbicia w szpitalnym oknie nieznajomego mężczyzny ubranego w czarną pelerynę z zasłaniającym prawie całą twarz kapturem. Dopiero teraz poczuła oddech tajemniczego przybysza na plecach. Choć był dardzo delikatny, ledwo co odczuwalny, to jego lodowate zimno wywołało dreszcz, który przebiegł po całym zaniedbanym ciele kobiety od ciągłego siedzenia przy mężu.
     «Jak on tu się znalazł? Przecież nie było słychać jak wchodził. Kim on jest? Pielęgniarka na pewno nie pozwoliłaby mu wejść na oddział o tej porze i w tym stroju. Wygląda tak jakby urwał się z jakieś powieści typu fantasy. Może jest psyhopatą?» - tego rodzaju myśli nie dawały jej spokoju dopóki nieznajomy nie odezwał się.
     - Nie bój się mnie Eleno. Chcę tylko pomóc - powiedział. Zważywszy, że te słowa nic nie wskurały dodał. - Co mam ci powiedzieć, żebyś mi zaufała?
     Ciało i mózg odmówiły kobiecie posłuszenstwa, gdy przechodząc na drugą stronę łóżka dotknął jej barku. Chłód palców mężczyzny spowodował jeszcze większe skumulowanie strachu.
     - Sss...skąd znasz moje imię? Czy my w ogóle się znamy? O nie, mój mąż, on umiera. Muszę iść po pomoc.
     - Oj, oj nie bądź taka spięta, a co do twoich pytań. Znam wszystkich ludzi na tym świecie, a wszyscy znają mnie, choć nie zdają sobie z tego do końca sprawy. No na przykład twój mąż na pewno teraz bardzo dobrze wie z kim ma do czynienia - rzekł rozbawiony. Gdy zobaczył, że to Elenę obraziło, uśmiech znikł z twarz, tak szybko jak się pojawił, a na jego miejscu pojawiła się obojętność. Spojrzał na wyimaginowany zegarek. - Tik-tak, tik-tak czas goni, trzeba się spieszyć. Niech więc pomyślmy... żaden lekarz już nie pomoże twojemu mężowi, a ja jestem jego ostatnią deską ratunku. Pomogę, ale nie pytaj jak to zrobię i dlaczego, bo nie mogę ci odpowiedzieć z powodu tajemnicy zawodowej. Coś jeszcze... ach tak!!! Potrzebna będzie odrobina twojej krwi do dopełnienia transakcji. Zgadzasz się?
     - A co chcesz w zamian? - zapytała zwątpiona.
     - Małą opłatę. Chciałbym... Nie, nie, nie... teraz nie ma czasu na ustalenia. Jeżeli chcesz jeszcze wiedzieć go żywego, to musisz w tym momencie podjąć decyzję.
     Widząc brak pewności w oczach dwudziestoośmiolatki ponaglił jeszcze raz, podnosząc głos
     - Ulatują z niego ostatnie resztki życia. Mów tak albo nie, bo inaczej mąż kaput - przyciągnął placem po swoim ledwie widocznym gardle, lekko przykrytym przez szatę.
     - Tak, zgadzam się na wszystko tylko uratuj Wafa - odparła ze strachem.
     «Nawet jeżeli jest świtem, to i tak warto zaryzykować» - pomyślała.
     Wyciągnął z rękawa pięknie zdobiony sztylet, obsadzany rubinami oraz szafirami, tak jakby był przekonany, że się zgodzi. Chwycił drobną rękę Eleny swoimi chlodnymi palcami. Przeciął ostrzem delikatną skórę wenetrzną stronę dłoni kobiety, która w nienaturalnym tempie zagoiła się, a małe kropelki krwi spłynęły z ostrego czubka sztyletu do ust leżącego. Tajemniszy przybysz pochylił się nad łóżkiem i położył palce umoczone we krwi na skroniach Wafa'ego. Następnie w kółko powtarzał animam eius jakby był transie. Lampa zwisająca z sufitu, migotała nieprzerwanie. Temperatura powietrza nagle spadła i można było poczuć zapach świeżej gleby i siarki zrozprzestrzeniający się po pokoju. Nagle wszystko unormowało się.
     Gdy skończył skończył mówić rytualną frazę, powiedział:
     - Pierwsze co zrobisz w związku z zapłatą, to nadanie imienia córeczce. Będzie ono brzmiało Tetyda - wyprostował się. Elena dopiero teraz zobaczyła jego oczy, czarne tak jak źrenice z lekkim nalotem szkarłatu.
     Przerażona kobieta szybko mrugnęła kilka razy i popatrzyła wytrzeszczonymi gałkami ocznymi na twarz mężczyzny.
     «Są czarne, ma czarne tęczówki. Pewnie tylko przewidziało mi się. Jestem zmęczona i mój mózg płata figle» - podpowiedziała jej intuicja.
     Przeszedł za plecy Eleny, a ona obróciła się chcąc zapytać dlaczego akurat Tetyda, ale w pokoju nie było nikogo oprócz niej i Wafa'ego.
                                                             

Rok później
     Na sali pogodowej rozległ się krzyk. Pielęgniarka ostrożnie owinęła noworotka w kocyk i podała zawiniatko matce.
     - Urodziła pani zdrową dziewczynkę.
     - Jaką ona piękna - powiedziała Elena z łzami szczęścia w oczach.
     - Zgadzam się. Jest po prostu cudowna, ale musi pani teraz odpocząć. My się nią zajmiemy, a mąż poczeka na korytarzu.
     Nie miała siły zaprzeczać. Podała córeczkę sanitariuszce i wygodnie położyła się na łóżku.
     - Najważniejsze jest zdrowie małej - szepnęła i zasnęła rozmyslając o przyszłość swojej rodziny.



2 komentarze:

  1. Noo już mimo, że czytałam
    To za drugim razem jeszcze fajniejsze!
    Ciekawie się zapowiada.

    OdpowiedzUsuń