środa, 11 listopada 2015

Chapter 4

Tak wiem, rozdział miał być wcześniej, ale miałam problem z Internetem, bo jestem poza granicami Polski, a dokładnie na Litwie. 
Mam nadzieję, że będzie wam się podobał. Miłego czytania!
------------------------------------

   Zakryłam twarz książką otwartą w połowie i poprawiłam gruby mur, otaczający umysł. Mimo że przede mną nie ma pustych miejsc, oczekiwałam, że jeszcze bardziej wtopię się w pozostałych, którzy nie słyszeli naszej wymiany myślowej.
   «Wyczuwam zamknięty umysł. Nie wywiniesz się. Znajdę cię - stanowczo powiedział rozglądając się - O! Można wchodzić do samolotu. Poczekam sobie przed wejściem.»
   Wstał i pomaszerował do wyznaczonego miejsca. Teraz znajdował się za daleko, aby słyszeć moje myśli. Co zrobić, żeby mnie nie zauważył, gdy będę koło niego przechodzić?
   Z nadzieją, że zakryję to co mam do ukrycia, wysunęłam na zewnątrz szczelnej powłoki kilkaset płytkich myśli typu: Jjjjjjjjj! Ale się cieszę! Lecę do Berlina! Będę tęsknić za przyjaciółkami. Czy ludzie w nowej szkole mnie zaakceptują? Czy dopasuję się do ich norm?
   Chociaż żadne z nich nie pasowały do mnie oraz były słabo zagrane aktorsko, to i tak nie zareagował, gdy go mijałam. Nawet nie spojrzał w moją stronę, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ brak relacji międzyludzkich jest równy braku problemów oraz nieprzyjemności związanych z klątwą. Nie ma też co mu się dziwić, że tak postąpił. Pewnie uznał, że jestem kolejnym rozwydrzonym i rozpieszczanym przez rodziców dzieckiem, które na sto procent nie może być posiadaczem tak ważnego daru jakim jest telepatia. Natomiast wzrok skupił na starszej ode mnie o kilka lat dziewczynie. Obmalowana na twarzy grubą warstwą przeróżnych kosmetyków, a każdy szczegółowo obmyślony element stylizacji wspaniale układał się na szczupłej sylwetce nastolatki. Tylko zazdrościć jej beztroskiego życia. Jedynymi problemami, z którymi borykała się na codzień, to jak jutro się ubrać i czy nie wyskoczy jej na środku twarzy ogromny pryszcz, zaburzający piękno gładkiej twarzy.
   Szybkim tempem podążyłam za rodzicami, oddalającymi się w kierunku charteru. W samolocie panował zaduch. Ludzie przeciskali się na wąskim przejściu, szukając przydzielonych im miejsc. Patrząc na nich zastanawiałam, dlaczego telepatia raz była intensywna, a za drugim niespodziewanie znikała jakby nigdy nic. Czy może oszalałam i to były jedynie wytwory mojej wyobraźni? 
   Tata niespodziewanie zatrzymał się przede mną. Zamyślona szłam rytmem nadanym przez niego i zauważyłam posunięcie rodzica dopiero wtedy, gdy obiłam się o jego plecy. Okazało się nasze miejsca są w rzędzie umiejscowionym przy środkowym wyjściu ewakuacyjnym. Ale nam się poszczęściło! Będzie gdzie rozłożyć nogi podczas około dziesięciogodzinnego lotu. 
   - Ja tam siadam! - zwróciłam się do mamy, która usadowiła się na miejscu przy oknie.
   - Nie kochanie - pomachała mi przad oczami biletem, na którym widniało należące do mnie imię oraz numer siedzenia przy przejściu oddzielającego rzędy po prawej i lewaj stronie.
   Nie żeby była złośliwa. Mama jedynie stara się tylko na swój dziwny sposób sprawić, abym się uśmiechnęła, bo od rana widzi, że jestem zgarbiona, niepocieszona i chodzę jak jakiś żywy trup. 
   Spełniłam niewypowiedzianą prośbę mamy. Usadowiłam się wygodnie z radosnym wyrazem twarzy, jednakże nie do końca był to szczery uśmiech, ale najważniejsze, że mama jest zadowolona. 
   Dla zabicia czasu postanowiłam się trochę rozpakować. Włożyłam książkę do kieszonki znajdującej się z przodu w oparciu fotela, telefon przyłączyłam na tryb offline. Nastepnie podniosłam się z krzesła, żeby tata mógł włożyć bagaże podręczne do łuku na górze. 
   Kiedy tak sobie stałam, zerknęłam na zegarek i rozejrzałam się po rzędach. Minuta do odlotu. Inni siedzieli przygotowani w swoich fotelach, rozmawiając. Każdy mówił coraz głośniej, tak aby drugą osoba była wstanie coś usłyszeć. A cóż to? Jeszcze jedno wolne miejsce? Przecież tata mówił mi wszystkie bilety były sprzedane i ledwo co załapaliśmy się na lot.
   Lampka znajdująca się na suficie zapaliła się. Momentalnie rozmowy ucichły zaś słychać było jedynie liczne dźwięki zapinajacych się pasów. Z powrotem usiadłam na miejsce, wykonałam tą samą czynność co inni. Nie wzięłam poduszki, więc zostało mi wyłącznie oprzeć się o ramię taty. Nie smuciłam się  nazbyt, bo taty ramię jest bardzo wygodne. Niemniej jednak błogi stan nie trwał długo. Przy tylnym wejściu, znajdującym się na ogonie maszyny, zapanował harmider i można było usłyszeć ciche przeprosiny. Chwilę później osoba, która najprawdopodobniej była pasażerem wolnego miejsca, zaczęła kierować się wąskim przejściem. Z każdym jego krokiem słychać było coraz to głośniejszy ciężki odgłos uderzanych o podłogę butów. Wraz z jego przybyciem do mojej głowy wpłynęła przytłaczająca fala zdesperowanych czekaniem myśli, która spowodowała silny ból głowy. Ciekawość jednak zwyciężyła. Obejrzałam się do tyłu, a tam szedł nasz "przyjaciel" telepata... No super, chyba gorzej już być nie może! Musi siadać akurat tu! 
   Po wystartowaniu za wszelką cenę starałam nie zwracać uwagi oraz nie wyróżniać się z tłumu. Dla zbycia czasu otworzywszy książkę na pierwszej stronie, zabrałam się za czytanie. Co rozdział zerkałam na chłopaka, który nie dawał za wygraną. Mniej-więcej przez godzinę, rozglądał się na boki w poczukiwaniu osoby takiej jak on. Przez dłuższy czas spoglądał na dziewczynę, siedzącą przede mną. Niepokoję się trochę, ona jest bardzo blisko mnie. Nasz "przyjaciel" niedługo może wydedukować, że to mnie szuka. Muszę interweniować, ale jak?
   Kiedy ich spojrzenia napotkały się, ona powiedziała hardo:
   - Co na mnie się gapisz zboczeńcu jeden? 
   - Przepraszam, po prostu kogoś mi przypominasz - odpowiedział lekko speszony, opuszczając wzrok. 
   Cóż za kiepskie wytłumaczenie, lecz lepsze to niż zapytanie się prosto z mostu czy jest telepatą. Wtedy pomyślałaby, że jest nie tylko zboczeńcem, ale i psychopatą. 
   Nie mogłam zdusić śmiechu. Wydałam z siebie cichy odgłos, przypominający chrumknięcie. Chłopak odwrócił się w moją stronę, zaś ja nie wiedząc co robić, szybko zakryłam twarz książką i rozpoczęłam dalsze czytanie. Trzymając kamuflaż, skarciłam się w myślach. No nie no, żyć nie umierać! Miałam się ukrywać, a co robię?! Zwracam jego uwagę! Chyba kompletnie nie nadaję się na tajnego agenta.
   Po pewnym czasie obniżyłam książkę, żeby sprawdzić czy nadal patrzy na mnie. Odetchnęłam. Nic nie zauważył, atoli w dalszym ciągu rozgladał się na boki. Chyba nie da za wygraną. Znudzony nieudolną eksploracją postanowił działać w inaczej. 
   «To robi się wzruszające! Możemy przestać bawić się w kotka i myszkę!?» 
   No! Przynajmniej ten sposób gwarantował mu, że nikt nie nazwie go zboczeńcem. Ledwo co powstrzymałam się od śmiechu.
   Ni stąd ni zowąd zburzył swój mur, mówiąc:
   «Proszę cię, to dla mnie bardzo ważne. Nigdy dotąd nie spotkałem kogoś takiego jak my i chciałbym z tobą porozmawiać, wymienić się wiedzą. Jeżeli nie chcesz się ujawnić, nie będę cię szukał. Dla potwierdzenia opuściłem bariery myślowe, abyś mogła sprawdzić, czy mówię prawdę. To jak porozmawiamy?»
   Siedziałam wyprostowana, nie wiedząc co robić. Bałam się, że coś może mu się stać. Jedna część mnie mówiła porozmawiaj, przecież sama rozmowa nie zaszkodzi, a druga kategorycznie zabraniała. 
   «Dobrze, więc porozmawiajmy - rzekłam niepewnie. - Ale obiecaj, że później każdy pójdzie w swoją stronę, a o mnie zapomnisz.»
   «Masz moje słowo! - powiedział z ręką na sercu. - Ja zacznę jako pierwszy, żeby tobie było raźniej. Jestem Mike i czytam myśli innych ludzi odkąd sięgam pamięcią. Często telepatia przysparzała mi wiele problemów i przez nią zostałem wyrzucony z społeczności rodzinnego miasteczka. Rodzina i przyjaciele myśleli, że jestem chory psychicznie, dlatego postanowiłem wyjechać, zacząć od nowa. A ty?»
   Kiedy skończył, zapanowała grobowa cisza między nami. Teraz była moja kolej, ale ja wciąż powątpiewałam czy się odezwać.
   «Jak nie chcesz się przedstawiać, to nie ma problemu. W końcu chcesz utrzymać swoją tożsamość w tajemnicy» - odezwał się dodając mi otuchy.
   «Nie, nie ma sprawy - zaczęłam, ale przerwałam, bo on miał rację. Po krótkiej chwili namysłu podjęłam decyzję, że podam swoje drugie imię, którego rodzice rzadko używają, i którego na wskroś nie lubię. - Tetyda, mam na imię Tetyda, a co do telepatii, to zaczęłam dopiero dzisiaj i ona się ciągle pojawia, i znika.»
   «Co?! Dzisiaj!? Jak to możliwe? Ja potrzebowałem lat, żeby nauczyć się panować nad tą zdolnością. Jeszcze odbieranie myśli na odległość! U mnie pojawiło się dzisiaj i też nie jest stabilne.»
   Rozmawialiśmy tak przez dłuższy czas i zboczyliśmy z tematu telepatii. Opowiadał mi różne przygody z swojego życia, pojawiały też się przeróżne kawały. Mike nagle spoważniał:
   «Wiesz, polubiłem cię i chciałbym, żebyś się ujawniła. Czemu nie chcesz?»
   Spojrzałam na niego ukradkiem i przygryzłam wargę ze zdenerwowania.
   «O nie! Proszę, zapomnij o mnie. Uwierz mi, to dla twojego dobra. Nie chcę, żeby tobie coś się stało» - powiedziałam przerażona tym, że zagalopowaliśmy się z tą rozmową. Polubiłam go, a to bardzo niebezpieczne dla niego. Przecież może umrzeć!
   «Co może mi się stać?» - zapytał zdenerwowany.
   Gdy przestałam reagować na jego wołania myślowe, walnął pięściami w podłokietniki i nerwowym ruchem założył słuchawki, z których poleciała spokojna muzyka. W mgnieniu oka zasnął, a ja po dokończeniu wciągającej lektury podążyłam w ślad za nim. Sen miałam lekki. Pod zamkniętymi powiekami nie widziałam barwnych obrazów, lecz wyłącznie czarną przestrzeń, która ciągnęła się nieskończenie. Od czasu koszmaru nie śniłam, nad czym strasznie ubolewam.
   Obudził mnie krzyk kobiety:
   - O Boże! Ona nie oddycha! Moja córeczka nie oddycha! Czy jest na pokładzie lekarz? Proszę, niech ktoś pomoże mojej córce! 
   Wychyliłam się z rzędu, aby sprawdzić co się dzieje. Z pełnym troski obliczem kobieta klęczała przy bezwładnym ciele dziewczynki. Wzięła w dłonie główkę córeczki i wtedy zobaczyłam jej twarz...
   - O nie! To nie dzieje się naprawdę! - krzyknęłam, zasłaniając rękoma usta. Po policzkach spłynęły mi pierwsze łzy. Moje larum trwało dość długo, lecz z każdą sekundą stawało się coraz bardziej ciche i niewyraźne. - Przepraszam cię Tatiano! Ja nie chciałam! Przecież my tylko rozmawiałyśmy! Co ja zrobiłam?!
   Rodzice chyba domyślili się o co chodzi, bo mama popędziła tatę. On pobiegł przejściem, powtarzając, że jest lekarzem i prosi, aby wszyscy odsunęli się od poszkodowanej. Za to ona usiłowała mnie jakoś uspokoić.
   - Rav, zobaczysz, będzie dobrze. Tata nie pozwoli, żeby Tatianie coś się stało. Sama wiesz, że jest znakomitym lekarzem - mówiła kojący głosem, który przeważnie działał kojąco.



3 komentarze:

  1. OMO!
    SUPER!
    Tylko pod koniec... Nie! Ona nie może umrzeć! Nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie
    Jak Ty śmiesz w takim momencie przerywać?
    Dobrze, że nie ma Cię jutro w szkole bo byś dostała ode mnie ochrzam w twarz! Ja się w tym momencie obrażam.
    Akcja się rozkręca, chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Minahe za tak późny komentarz!
    Mimo wszystko nie mogłabym tak bezceremonialnie przeczytać sobie ten rozdział i nie krzyczeć aby pojawił się następny :')
    Nic tylko walnąć! Jak można pisać, a poźniej przestać pisać i trzymać nas w niepewności? ;_;?
    Yah! Lepiej bierz się za dalszą historię! CZEKAM! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, biorę udział w konkursie graficznym na kartkę świąteczną, aby wygrać, potrzebne mi są głosy internautów. Głos można oddawać codziennie. Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś zagłosował/ła klikając na "Oddaj głos" na moją pracę. To dla mnie bardzo ważne. Dziękuję z góry i pozdrawiam, nomnes. ♥ :) http://it-szkola.edu.pl/kong_galeria,det?img=MTU3NDNNUw

    OdpowiedzUsuń